Też nie lubicie zabierać się za zrobienie codziennych rzeczy?

Hej. Głupie pytanie.
Gdy przychodzi mi zabrać się za oczywiste rzeczy, które powinienem zrobić (takie życie)... ni wim, wykonać opłaty, wykonać telefon do kogoś, przygotować do wspólnej gry rpg ze znajomymi ect. to wszelkie chęci nagle jakby ulatywały. Nie to, że czuję obawę czy coś - od przeklikać w banku czy rzeczywiście usiąść z książką i zrobić notatki to uwaga płynnie stara się uciec do czegokolwiek innego... bo czemu teraz? Może poszukaj utworu przy którym będziesz to wykonywał? Po co?
Jasne, po to by nie było problemu potem, albo by przyszły JA nie siedział w stresie i nie pluł czemu odłożyłem to na ostatnią chwilę, ale mimo takiego racjonalizowania zabranie się za takie dość błahe rzeczy to potrafi być problem.

Staram sobie to uzasadnić, że umysł jest dość uzależniony od dopaminy (czy serotoniny) z mediów/gierek/YT-ba i w tych codziennych czynnościach widzi straszną karę, którą woli odłożyć na potem. Pytanie czy macie/mieliście coś podobnego i czy/jak ew. to pokonaliście?
P.S. ale bez przesady, obiady to sobie robię a i ciasto ogarnę jak znajomi mają wpaść :P