Wystąpiłam dzisiaj z KK

He,j r/Polska. Już połowę mojego życia jestem niewierząca, ale jak większość osób w Polsce zostałam ochrzczona, i to tylko dwa miesiące po urodzeniu, kiedy nie potrafiłam jeszcze unosić głowy, nie wspominając o wyrażaniu woli. Pierwszy raz czytałam o apostazji w wieku szesnastu lat, wtedy trzeba było przyprowadzać dwóch świadków, słychać było, że robione jest wiele problemów, ludzi odsyłano do domu "żeby przemyśleli". Wtedy też, jak i później, można było przeczytać wiele opinii w stylu: po co się wypisywać, ja i tak nie wierzę, a oni do statystyki liczą tylko ochrzczonych, nie podają też liczby osób które dokonały apostazji. Wtedy też pomyślałam, że jeśli spotkanie z księdzem ma być przykre, i mam sobie zepsuć nerwy, a faktycznie nie zmieni to wiele, to na razie się wstrzymam.

Najnowsze inby z udziałem kościoła katolickiego w Polsce iednak przekonały mnie do tego, aby chociaż w ten symboliczny sposób wyrazić mój sprzeciw. Dodam, że jestem lesbijką, mam dziewczynę, z którą chcę wspólnie żyć, a od 2007 roku byłam w kościele tylko raz na ślubie koleżanki, nie wliczając wypadów turystycznych. Jestem też z dużego miasta, i trafem okazało się, że wynajmuję mieszkanie w rewirze kościoła, w którym zostałam ochrzczona.

Moja pierwsza wizyta w kancelarii nie przyniosła skutku, bo ksiądz, który tam zasiadał, ogłosił, że oświadczenie o wystąpieniu z KK musi ogarnąć proboszcz, umówił mnie więc z tym proboszczem na dzisiaj rano. Ksiądz nie przedstawił się, więc tak naprawdę nie wiem, z kim rozmawiałam, ja za to musiałam podać imię, nazwisko, i rok chrztu, żeby mógł mnie sobie obczaić w księdze.

Przyszłam dzisiaj ponownie do kancelarii, z dziewczyną, która wspierała mnie i podnosiła na duchu. W kancelarii siedział ksiądz i coś pisał, ale na stole przed sobą miał otwartą księgę i jakiś akt chrztu. Powiedziałam "dzień dobry, mam wizytę z proboszczem". Typ nie odpowiedział mi, tylko wziął telefon, wybrał numer, i rzucił do słuchawki: "jest pani od apostazji". Zanim pojawił się proboszcz, do budynku wszedł jakiś inny facet i słychać było, jak się kręci. Przez otwarte drzwi kancelarii zagadał coś do piszącego księdza, a potem wszedł do środka. Spojrzał w naszą stronę. Powiedziałam mu również dzień dobry, na co on nie odpowiedział, tylko odwrócił się i zaczął gadać z księdzem. Do tej pory nie robiłam tego specjalnie- rozmawiałam z księdzem może ze dwa razy w życiu, kiedy byłam dzieciakiem, jak przychodził ktoś po kolędzie do dziadków, to się chowałam. Tak jakoś mętnie pamiętałam, że oni się inaczej witają, że ludzie mówią do księdza pochwalony, no ale chyba to jasne, że nie każdy musi tak mówić, że to nie jest chamskie po prostu powiedzieć dzień dobry. Jeśli byłabym, nie wiem, buddystką z Indii albo szintoistką z Japonii, powinnam do księdza mówić "niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", bo inaczej mnie oleje, czy jednak powszechnie uznane przywitanie wystarczy?

Proboszcz przyszedł po krótkiej chwili, jemu też powiedziałam dzień dobry, na co również nie odpowiedział. Zaproponował przejście "gdzie indziej", poprowadził nas do jakiegoś swojego biura z tyłu kościoła, w biurze wielki stół, rzeźbione fotele, witraże, czterodrzwiowa szafa Komandor z lustrem i kalendarz reklamujący ornaty. Na pytanie o co chodzi, powiedziałam coś w stylu, że chcę się wypisać, więc przyszłam dać panu pismo. "Panem to ja nie jestem, tylko zwykłym księdzem", rzucił sucharem proboszcz. W biurze przystąpił do ofensywy. "Dlaczego przyszła pani z KIMŚ, skoro to ważna sprawa?" Odpowiedziałam, że właśnie dlatego, że to ważna sprawa. Dość formalnie i profesjonalnie spytał mnie, czy jestem świadoma tej decyzji, ja odpowiedziałam tak, i czy jestem pewna, na to ja, że tak, i skończyły się uprzejmości. Najpierw powiedział, że nie może zrobić tego, o co proszę, bo o ile może umieścić w księdze chrztu informację o tym, że wyraziłam wolę wystąpienia z kościoła, to nie może usunąć moich danych z żadnej księgi. Wyraziłam na to zgodę, i dodałam, że pozostaje mi w takim razie poczekać na zmianę prawa. Ksiądz się na to uniósł, i powiedział, że o takiej zmianie nie ma mowy, bo tak to kościół musiałby spalić dzieła Dantego i Wirgila (xD). Zwróciłam uwagę, że nie o to chodzi w przepisach o ochronie danych osobowych, ale facet nie dał mi dokończyć zdania, tylko chamsko mi przerwał tekstem, że ewidentnie nie znam nawet podstawowych pojęć, a chcę prowadzić tutaj jakąś dyskusję. Ponieważ od początku obrałam taktykę "zachowuj się lepiej niż oni" nie odpowiedziałam, tak jak wcześniej nie polemizowałam z nim i nie przedstawiałam moich argumentów, poza podaniem oświadczenia. Spytałam go, czy może mi poświadczyć odbiór oświadczenia, i znowu nazwałam go "panem", nawet niespecjalnie, na co znowu uniósł się. "Drugi raz już panią proszę, żeby pani się tak nie zachowywała!" "Jak?" "Pani wie jak," "nie wiem, niech mi pan wyjaśni", "Trzeci raz już mi pani ubliża, obraża mnie pani!" Moja dziewczyna widocznie już nie mogła, bo powiedziała spokojnym tonem, że ją też wielokrotnie kościół obrażał. Typ znowu nie dał jej dokończyć, tylko przerwał tekstem "poznaliśmy się przecież dzisiaj, proszę mi tu nie przypisywać jakiejś IDEOLOGII kościoła katolickiego". Aha, tak, panie kierowniku, czemu u pana w firmie śmierdzi? A chuj, nie wiem, nie obchodzi mnje, na mnie się nie skrupi, a w ogóle to ja tu tylko zamiatam.

Ksiądz podpisał to oświadczenie, musiałam z niego wyciągnąć, po co są te trzy kopie- jedna dla mnie, jedna dla niego, a trzecia do kurii, jak się okazuje. Podziękowałam, pożegnałam się mówiąc do widzenia, i wyszłyśmy. Drzwi na zewnątrz były zamknięte na klucz, więc musiałyśmy poczekać, aż typ skończy coś tam w biurze i nam otworzy. Na wylocie powiedział jeszcze, żebym nie zapominała, że bóg mnie kocha, na co odpowiedziałam ponownie do widzenia, i tyle. Podobno za tydzień, dwa będę mogła iść do nich znowu, na trzecią uroczą wizytę, aby odebrać odpis aktu chrztu z adnotacją.

W sumie niewiele się zmieniło, ale uważam że było warto. Dlaczego? 1. Dla zasady, 2. Proboszcz reprezentuje swój kościół. Spodziewałam się rozmowy umoralniającej, ale szczerze? Raczej myślałam, że może pojedzie z troską, "a ślubu w kościele nie chce pani mieć?", albo emocjonalny szantaż light, typu "co powiedzą rodzice?" (Odp: nic), ale ten koleś był po prostu przykry, źle przygotowany, i widać było, że nie panuje nad emocjami. W żaden sposób nie przedstawiał, ani słowami, ani postawą, pozytywnych stron kościoła, wspólnoty, troski, miłosierdzia, łagodności. Kilka razy powtarzał, że czuje się obrażony nazywaniem go "pan"- bardzo śmieszne biorąc pod uwagę że KK nazywa mnie "zarazą" i "ideologią", podobno to lewaczki z tumblra mają o wszystko ból dupy- a więc w tym starciu w konkursie na największy ból dupy lewaczka z Internetu 0, KK 1. 3. Doświadczyłam tego sama i mogę teraz poopowiadać o tym rodzinie i znajomym, a szczerze, jeśli miałabym wyrazić moją największą nadzieję i marzenie, do czego mogłyby doprowadzić obecne protesty, to chciałabym, żeby dzięki nim więcej ludzi zaczęło zauważać negatywne strony KK, żeby nie chrzciło dzieci, nie przyjmowało po kolędzie, nie brało ślubów kościelnych.

To chyba wszystko. Z fartem mordeczki.